Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kac Wawa - klozetowe kawały filmu obrażają widza (RECENZJA)

Jacek Sobczyński
fot. archiwum dystrybutora
Pisarz Tomasz Piątek postulował kiedyś, by miarę beznadziei filmów, zamiast w gwiazdkach, liczono w puszkach piwa. Coś na zasadzie: dwie puszki - tyle musisz wypić przed seansem, żeby w miarę dobrze się na nim bawić. Trzymając się tej nomenklatury, "Kac Wawę" należałoby ocenić na pół litra wódki. I dopisać - obojętnie, czy wydasz 30 złotych na seans filmu Łukasza Karwowskiego, czy na połówkę, efekty uboczne będą takie same.

Choć twórcy odżegnują się od tych porównań ("nasz scenariusz był pierwszy!" - mówił w wywiadach Karwowski), nie sposób nie zestawić "Kac Wawy" z hitem "Kac Vegas". I rację ma reżyser, który uważa, że to dwie zupełnie inne rzeczy. "Kac Vegas" był śmieszny, jego polski odpowiednik jest żenujący. Ot i cała różnica.
Fabuła rozgrywa się podczas jednej nocy. Pan młody spędza sobie z kolegami wieczór kawalerski przy soczku, gdy nagle ci podstępem faszerują go środkiem pobudzającym. Humory dopisują, więc panowie ruszają w miasto na picie i dziewczynki. W tym czasie panna młoda upija się na show chippendalesów i zostaje odniesiona do pokoju.

Przyszły mąż jest przekonany, że żonie stało się coś złego, więc gania za nią po Warszawie (choć w rzeczywistości biega w kółko dookoła Pałacu Kultury). Reszta ferajny wpada w zatargi z alfonsami i prostytutkami, kolega pana młodego ze Śląska o nazwisku Grzmihuj (to tylko jeden z szerokiego menu wyrafinowanych dowcipów kuchni Łukasza Karwowskiego) przeżywa zauroczenie, zakończone namiętną kopulacją w towarzystwie jej psa, inny zaś cierpi na bolesne rozwolnienie. Wszak standardy współczesnej, polskiej komedii musiały zostać zachowane.

Nie chodzi o to, że humor w "Kac Wawie" jest debilny - idąc na film z góry spodziewałem się, że twórcy miast allenowskiego żartu, uraczą mnie porcją klozetowych kawałów rodem z najgłębszych czeluści wojskowych koszar. Nieważne, że efekt 3D nie wnosi do filmu kompletnie nic, a scenarzyści po raz pierwszy w stolicy znaleźli się chyba dopiero po zakończeniu zdjęć (błędy są rozczulające - pod koniec filmu pan młody idzie nadwiślańskim mostem w stronę Pragi, by finalnie dojść do hotelu, znajdującego się dokładnie tam, skąd szedł, po drugiej stronie rzeki). Ale ten przypadkowy zbiór żartów, których jakość obniżyłaby poziom nawet najgorszego przeglądu studenckich kabaretów, mnie jako widza po prostu obraża.

A fakt, że twórcy reklamują "Kac Wawę" jako komedię, obraża także innych polskich twórców, którzy naprawdę potrafili i potrafią rozśmieszyć. Ciekawe, co poczuje Juliusz Machulski, kiedy dojdzie do wniosku, że jego "Kiler" i "Kac Wawa" to formalnie kino z tej samej szufladki. Zresztą w sumie ta recenzja nie powinna nigdy powstać. O "Kac Wawie" należy zapomnieć, schować ją głęboko przed światem. Najbardziej powinno na tym zależeć aktorom tej niesmacznej żenady - Borys Szyc czy Roma Gąsiorowska już zawsze będą musieli żyć z piętnem pobrania honorariów za udział w tym bobku.

Kilka godzin po seansie "Kac Wawy" obejrzałem z przyjaciółmi zabawny dokument "50 najgorszych filmów w historii kina". W zestawieniu znalazły się głównie horrory z gumowymi potworami i tekturową scenografią. Film Karwowskiego jest tak kuriozalny, że nie załapałby się nawet na tę listę.

A co Wy sądzicie o filmie. Warto czy nie warto obejrzeć?

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto